Czwartkowy Drzoannowy poranek, czyli rutyna – 12:17 komórka alarmem przypomina, że czas zwlec tyłek z wyra, do roboty, czeka pierwsza część ćwiczeń, śniadanie, leki, poranne ablucje, druga część ćwiczeń… dobra, ale powolutku, po kolei, najpierw odsłońmy rolety, otwórzmy okna, wpuśćmy trochę świeżego krakowskiego smogu.
I w leniwej drodze od okna do łazienki mój zaspany wzrok zahacza o tygodniowy kalendarz na biurku, a dokładnie o wielkie czerwone litery gdzieś w środku strony i rzeczywistość wali mnie z liścia całkiem bez ostrzeżenia.
O kurwa.
O KURWA!!!!!!
Zapomłam, no zapomłam, dziś przeca rutynowa wizyta kontrolna na Garncarskiej 11, teoretycznie rano, w praktyce starczy przyjść koło 12tej, zazwyczaj ostatni pacjenci wychodzą koło 13tej i gabinet się zamyka.
A ja nietomna, rozczochrana, w piżamie i jest 12:30.
Jakieś 20 sekund zajmuje mi rozważenie opcji: dzwonię, wymyślam jakieś wiarygodne alibi i zmieniam termin wizyty, ale dodzwonić się tam graniczy z cudem i zajmuje jakąś godzinę bez gwarancji efektu.
Kolejna sekunda – no to ok, kurwa, jadę!
Siku, na mycie zębów nie ma czasu, więc zamiast płyn Listerine, ubieram się w minutę we wczorajsze ciuchy, łapię portfel, szpitalne dokumenty, komórkę, klucze.
Zakładając buty dzwonię po IKARa, na szczęście zgłasza się w sekundę, autko będzie za 5 minut.
Mam więc moment, żeby ogarnąć, czy założyłam bieliznę, uklepać fryz, sprawdzić, czy aby na pewno zamknęłam mieszkanie.
W taksówce usiłuję uspokoić oddech, o 12:50 podjeżdżamy pod filarki, potem bieg przez podworzec, pobieram numerek do gabinetu C10 i na piętro.
Uff, jeszcze siedzą pacjenci, jeszcze nie zamknęli, uff uff.
Wreszcie się rozluźniam, ale nie do końca, bo lekcje zaczynam o 15tej, a przede mną jeszcze 3 osoby, doświadczenie uczy, że to może trwać dowolnie długo.
Po godzinie oczekiwania wchodzę, ooo znowu nowa Pani Doktor, jak się Pani czuje, jakie leki, jakie objawy uboczne, jak obrzęk
Ogląda bliznę, mówi, że OK, po 4 latach od operacji trudno, żeby było nie OK – myślę. Coś tam opowiadam o rehabilitacji, ćwiczeniach rozciągających, o pracy nad blizną, barkiem i szyją, Pani Doktor pyta, czy suplementuję wapń i D3, bo leki, które biorę, powodują przyśpieszoną osteoporozę, jeszcze chwila dywagacji, czy Lamettę będziemy zmieniać na Tamoxifen, bo teoretycznie tak się rutynowo robi po 5 latach, ale skoro był źle tolerowany, to może zamiast 10 lat Lametty wynegocjujemy jakieś 7?
Uśmiecham się tylko, bo to melodia dalekiej przyszłości, do tego czasu mogą się zmienić procedury leczenia no i pewnie jeszcze parę razy zmienią mi lekarza prowadzącego i z kim innym będę negocjować 🙂
Odczekuję paręnaście minut na niemal zupełnie pustym korytarzu,
dostaję skierowania na jesienne USG i MRTG, receptę na 7 opakowań Lametty, łapię taksówkę do domu, już zaczynają się korki, ale gdy dojeżdżam jest 14:35, zdążyłam.

Uff.

Więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/po-raku/

2 uwagi do wpisu “Rutynowa wizyta kontrolna, rozpiska czasowa :P

    1. Słuszne pytanie 😛 otóż, czasem podczas tych kontrolnych wizyt badają mi brzuch, gniotą niemiłosiernie całe podbrzusze no i wtedy brak majtek rzucałby się w oczy 😛 No a bez stanika nie da rady, z jednej strony spory cycek, z drugiej dziura, widać nawet w grubej kurtce.

      Polubienie

Dodaj komentarz